To ja...
Pewnie nikt tego nie czyta, bo kto chciałby czytać blog takiej okropnej, nielubianej i beznadziejnej istoty jak ja... Nie mogę się nawet równać z psem... Bo jestem gorsza nawet od karalucha...
Nie oczekuję od was współczucia... I tak wiem, że nikt mi go nie okaże...
Może powiecie, że zamiast użalać się nad sobą, powinnam coś zrobić? Ale u mnie już nic się nie zmieni. Zawsze będę taka beznadziejna. Nikt nigdy mnie nie pokocha, nikt nigdy mnie nie polubi. Nie mam przyjaciółki odkąd sie urodziłam, a o chłopaku już nawet nie wspomnę.
Dzisiaj miałam okropny dzień jak każdy w moim życiu. Na lekcjach nauczycielki jak zwykle prosiły mnie do odpowiedzi. Ja nie wiedziałam nic. Klasa się ze mnie śmiała, ale do tego jestem przyzwyczajona, bo nikt nie podziwia kogoś , a raczej czegoś takiego jak ja.
Chcę powiedzieć jeszcze, że wyglądałam beznadziejnie. Okropnie wręcz obrzydliwie. Jak zawsze. Nikomu się nie podobam.
Pragnę tylko znaleźć odpowiedź na dręczoce mnie od dawna pytanie: jaka śmierć byłaby najlepsza? Bolesna dla mnie najlepsze, bo muszę się ukarać, że istnieję. Otrucie odpada. Skakanie z okna także, ponieważ sam lot mógłby być przyjemny, a ja nie mogę odczuwać przyjemności. Zostaje zadźganie nożem. I tak nikt nie będzie po mnie rozpaczać, wszyscy odczują ulgę.